Plastikowe "jajka", w których biją serca cyfrowych kurczaków, osiągnęły rekordową sprzedaż w Europie Zachodniej i krajach Dalekiego Wschodu. Moda na Tamagotchi przyszła z Japonii i rozprzestrzenia się w szalonym tempie.
Pomysł, na który wpadł japoński koncern zabawkowy Bandai jest tak genialny, jak banalny. Cóż zresztą innego pozostawało producentowi coraz mniej popularnych zegarków z wyświetlaczami LCD, chcącemu osiągnąć sukces na rynku? Wystarczyło czymś zaskoczyć i zaintrygować przyszłych nabywców. A nie było to łatwe, bo Japończycy, jak żadna inna nacja na świecie, oswojeni są z elektroniką i niełatwo ich "zaczarować" nowym gadżetem. Bandai postanowił zaryzykować. Przeprojektował mocno nieświeży czasomierz nadając mu jajowatą formę i ubierając w "odlotowe" plastikowe opakowanie. Tak narodziło się Tamagotchi - małe, owalne urządzenie zaopatrzone w niewielki wyświetlacz LCD, trzy guziki i łańcuszek. Wkrótce okazało się, że ten kiczowaty breloczek ma w sobie to coś, co magnetyzuje ludzi na całym świecie.
Wyświetlacz, trzy przyciski, owalny kształt: Tamagotchi w pełnej krasie... Brakuje tylko łańcuszka
Położony centralnie ekran zabawki jest przestrzenią życiową niewielkiego stworka. Jego życie zależy od właściciela jajka. Maluch musi być karmiony, układany do snu i chroniony przed infekcjami. Od czasu do czasu trzeba się z nim też pobawić i posprzątać po nim. Tamagotchi, jak każde żywe stworzenie, wymaga opieki. Bez jedzenia, odpoczynku i odrobiny uczucia żałośnie piszczy. Źle traktowany, pozbawiony kindersztuby zmienia się w złośliwą bestię; notorycznie zaniedbywany - umiera. Od chwili pojawienia się w sprzedaży w listopadzie 1996, obdarzona emocjami namiastka komputera podbiła Japonię (ponad 6 mln sprzedanych egzemplarzy), USA i Kanadę. W czerwcu trafiła do Europy: Wielkiej Brytanii, Szwecji i Niemiec; można ją kupić również w Polsce.
Uwaga!
Dodatkowe materiały na temat Tamagotchi można znaleźć na CD-ROM-ie CHIP-CD 11/97 w kategorii Know-how Tamagotchi
Popularność Tamagotchi jest zastanawiająca. Psychologowie zaczynają spekulować, czy nie usunie ono w cień świnek morskich i chomików? Wirtualny pupil za niecałe 60 złotych, którego można wychować i "przysposobić", a w razie niepowodzeń pedagogicznych zamienić na innego (uśmiercić i wystartować od nowa), jest z całą pewnością bardziej wygodny od żywego psa czy kota. Być może w "szybkich" czasach, gdy stworzenie głębszej więzi uczuciowej jest zbyt obciążającym balastem, Tamagotchi pozwalają swoim opiekunom poczuć się lepszymi, bardziej potrzebnymi. Tajemnicą sukcesu Tamagotchi jest wykorzystanie sterującego zabawką minikomputera do manipulowania ludzkimi uczuciami. W Japonii, w sklepach, gdzie są one sprzedawane, ustawiają się kolejki. W tym roku na rynek ma trafić 14 mln tych urządzeń, z czego 2 mln do państw niemieckojęzycznych. Boom na Tamagotchi w Niemczech nie ma sobie równych w żadnym państwie w Europie. Rozchodzą się one tam błyskawicznie: średnio 100 zabawek w ciągu 15 minut. Marketing manager niemieckiej filii Bandaia twierdzi, że jest ona w stanie sprzedać każdą ilość "jaj". Najwierniejszymi fanami Tamagotchi są dzieci: przywiązują się do istot z ekranu, a po ich stracie - prawdziwie cierpią. Rubryki ogłoszeniowe magazynów dla młodzieży pełne są nekrologów stworków, które odeszły. W Internecie urządzono im nawet cmentarze. Dzieciaki obwiniają się, że zaniedbały swoich ulubieńców, co skróciło im życie. 15-letni Dennis żali się na łamach "Brava", że "niezbyt skwapliwie sprzątał po swoim pupilu, czym doprowadził go do frustracji i przedwczesnej śmierci". Z kolei 14-letnia Bianca, zszokowana nagłym odejściem wirtualnego przyjaciela przeżywa tragedię podobną do tej, która towarzyszyła śmierci ukochanego... królika.
Tamagotchi w parlamencie
Jedna z sesji Włoskiego Parlamentu poświęcona była niebezpieczeństwom związanym z szokiem przeżywanym przez dzieci w następstwie śmierci Tamagotchi. Pocieszającym faktem, na który wskazali specjaliści jest to, że wkrótce po utracie ulubionego zwierzaka można - naciskając klawisz [Reset] - "powołać" do życia jego następcę. Miłośnikami elektronicznego breloczka są ludzie w różnym wieku, o różnym wykształceniu i profesji. Młodszym kontakt z istotą z jaja pomaga pokonać kryzys tożsamości, uczy ich tolerancji i wrażliwości na potrzeby innych; starszym pozwala zachować równowagę emocjonalną. To właśnie zdaje się tłumaczyć powodzenie Tamagotchi wśród japońskich biznesmenów, wychowanych w kulcie pracy, a w rzeczywistości spragnionych bliższego kontaktu z otoczeniem. Jak więc wyjaśnić to, że ulubieńcy z ekranu LCD są równie często opłakiwani, co uśmiercani przez niezadowolonych właścicieli? "Tamagotchi nie zawsze są utożsamiane z erzacem domowego zwierzęcia" - twierdzi, wbrew opiniom wszystkich zaniepokojonych psychologicznym podłożem zjawiska, koncern Bandai. Sceptycy, a wśród nich dyrektor tokijskiego Instytutu Rozwoju Dziecka Sumio Kondo, są zdania, iż zjawiska i postawy stymulowane przez Tamagotchi są w rzeczywistości następstwami osamotnienia dzieci i społecznej niekompetencji ich opiekunów. Według Kondo, mali właściciele nie od razu czują się odpowiedzialni za istoty żyjące na ekranie. Dopiero wtedy, gdy naprawdę zajmują one miejsce domowego pupila, dochodzi do nawiązania więzi uczuciowej. Wówczas stosunek do żyjącego stworka zmienia się: przestaje on być traktowany jak coś, co można w każdej chwili wymienić na coś innego. Tu przedstawiciele Bandai'a chętnie przywołują przykład niepełnosprawnego chłopca, który z powodu astmy nie mógł mieć w domu żadnego zwierzęcia. Popularność elektronicznego jaja odbiła się szerokim echem również w Internecie. Na setkach stron WWW umieszczono informacje, zdjęcia, opisy nowych projektów, software'owe wersje Tamagotchi dla PC, które można ściągnąć i zainstalować na własnym komputerze, cmentarze cyfrowych istot (cyfrowych księży z pietyzmem święcących trumny), nekrologi i porady. Sieć jest również dobrym miejscem do podgrzewania "jajowego" interesu. Koszulki, skarpetki, czapeczki, zegarki, a nawet... cukiernice z motywem Tamagotchi świetnie sprzedają się właśnie dzięki WWW. Rosnący popyt na cyberjaja podsycany jest przez pomysłowość producentów oferujących wciąż nowe wersje tych urządzeń, szokujące kształtami, kolorami i zawartością. 12 podstawowych wzorów Tamagotchi zmutowano w setkach egzemplarzy; raz po raz pojawiają się klony z coraz bardziej wymyślnymi zwierzakami w środku (po kurczakach, pieskach i kotkach przyszedł czas na dinozaury, pingwiny, monstra, ufoludki, raperów, hipisów itp.), a także jaja zamieszkiwane przez kilka istot jednocześnie (np. Muldera & Scully). Jedną z ostatnich nowinek na rynku Tamagotchi są jaja "złe" - tzn. takie, których wychowanie powinno być jednoznaczne z deprawacją. Pikselowym stworkom podskakującym na wyświetlaczu trzeba więc dostarczać alkoholu i papierosów. "Dobrze" wychowany zły powinien dorobić się też kilku "sznytów". Tylko w ten sposób ma szansę dołączyć do społecznego marginesu, na czym powinno zależeć jego opiekunom. Szaleństwo Tamagotchi przenosi się powoli na świat telefonii komórkowej. Panasonic jako pierwszy postarał się o licencję na piszczące co nieco i bez oporu dodaje je do specjalnej linii swoich aparatów. Za 625 marek można wejść w posiadanie tęczowego "komórkowca", na wyświetlaczu którego nieopierzony pisklak raz po raz robi kupę, informując swego pana, by posprzątał. Najzabawniej będzie jednak wtedy, gdy da się przesłać wrzeszczącego malucha na komórkę współrozmówcy, by ten nakarmił go i zabawił.
Emocjonalnie inteligentna postać z ekranu PC
Dalekim kuzynem Tamagotchi jest Fin Fin - wirtualna postać stworzona przez specjalistów z Fujitsu. To sympatyczne skrzyżowanie delfina z ptakiem, żyjące w zasymulowanym świecie zwanym "Teo the Magic Planet" zostało po raz pierwszy pokazane podczas berlińskiej Funkausstellung'96. Za cenę 149 marek (okrojona wersja - 99 DEM) można je zainstalować na własnym komputerze. Wrażliwy feelware - wspólne przedsięwzięcie należącej do koncernu firmy "Artificial Life" oraz laboratorium badawczego "Artificial Intelligence" - pochłonęło do tej pory 70 mln USD. Przygoda Fujitsu z wykorzystaniem sztucznej inteligencji do tworzenia postaci generowanych przez komputer zaczęła się w 1989 roku wraz z powstaniem Human Interface Laboratory. Odrębna komórka Fujitsu Laboratories została powołana do badań nad wykorzystaniem cyfrowych istot w roli agentów. Jednym z ostatnich osiągnięć HIL, przeznaczonych do masowej sprzedaży, jest Fin Fin: software dla Windows 95.
Fin Fin jest wrażliwy na ton głosu użytkownika komputera; łatwo doprowadzić go do płaczu
Już pierwszy kontakt z Fin Finem przekonuje, że jest to niezwykle delikatne stworzenie. Wyzwalający opiekuńcze odruchy delfinoptak odbierany jest przez większość jak małe, rozkoszne dziecko. Przyjaźnie nastawiony do człowieka stworek okazuje się "wrażliwcem": trzeba bardzo uważać, by go nie zranić. Nawet głośniejszy okrzyk może doprowadzić go do łez. "Jaki on słodki!" - krzyknęła dziennikarka CHIP-a podczas prezentacji software'u w Niemczech. Fin Fin spojrzał na nią z przestrachem, zalał się łzami i czym prędzej ukrył się w gnieździe. Podniesiony głos traktowany jest przez niego jako jeden z objawów agresji, której zwierzak szczególnie się boi. Nieprzyjazne zachowanie zasmuca go, wywołuje uczucie rozpaczy i bólu: zawsze kończy się płaczem. Fin Fin wie, kiedy właściciel komputera, który udziela mu gościny jest w pobliżu; słyszy, gdy się do niego zwraca. Dzięki czujnikom ruchu i dźwięku jest świadom tego, co dzieje się w najbliższym otoczeniu; rozpoznaje gestykulację i nastrój człowieka. Jest bardzo płochliwy. Karmiąc go specjalnymi cytrynkami wzbudzimy jego zaufanie. Są też inne sposoby: tylko za pomocą gwizdka można wywołać go z lasu, gdzie ukrywa się w chwilach smutku. Krąg sympatyków kruchego Fin Fina rośnie z dnia na dzień. Już wkrótce gwizdanie do komputera może więc wejść w nawyk użytkownikom PC na całym świecie. Czy sympatyczny Fin Fin zapoczątkuje nową tendencję na rynku oprogramowania? Możliwe. Ludzi potencjalnie zainteresowanych inteligentnym, "uczuciowym" softwarem jest z pewnością wielu. Dowodzi tego sukces Tamagotchi - namiastki tego, ku czemu zdaje się zmierzać Fin Fin. Myślący software będzie w przyszłości produkowany nie tylko z myślą o dzieciach. Skąpo odziana "Virtual Valerie" doczeka się wkrótce następczyń, których nie trzeba będzie obłaskawiać cytrynkami.
Tamagotchi w Sieci
http://www.kumagaya.or.jp/~mcc/english/index.htmlhttp://members.aol.com/dgmdan/tg/framev.htmlhttp://www.badrise.u-net.com/cybervet.htmhttp://www.bandai.com/http://www.inm.de/kip/http://www.urban.or.jp/home/jun/tama/index.htmlhttp://www.virtualpet.com/vp/future/trends1a.htm
emulator Tamagotchi dla Windows 95:http://www.geocities.com/Tokyo/flats/5095/index.htm
Tamagotchi jako aplet Javy:http://www.uni-koeln.de/phil-fak/fs-psych/tamagotschi/tamagotchi1.html
Wszystko o Fin Finach:http://www.fujitsu-interactive.com/finfin.html Tekst pochodzi z: http://www.chip.pl/archiwum/sub/article_31328.html
środa, 2 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz